Nie wiem, po co była Januszowi Gajosowi wizyta w "Faktach po faktach" TVN24. Jego sztuka aktorska jest - zasłużenie - oceniana tak wysoko, a pozycja, jaką zdobył, tak silna, że nie można podejrzewać tu żadnych uwarunkowań środowiskowych. Najwyraźniej potrzeba, by wypowiedzieć się o polityce i o sprawach publicznych, miałacharakter wewnętrzny - pisze Rafał A. Ziemkiewicz w Do Rzeczy.
Kiedyś napisałbym, że aktor chciał "dać wyraz obywatelskiej trosce", ale dziś te słowa, tak jak wiele innych, zostały przez propagandystów do cna zdewaluowane i skojarzone z zaplutymi z frustracji i obelg oszołomami. Niestety, wizyta Mistrza u Justyny Pochanke tej dewaluacji nie przeciwdziała, zostawia tylko głęboki smutek. Bynajmniej nie chodzi o to, że Janusz Gajos wyznał swą niechęć do Kaczyńskiego i do PiS, tym bardziej że zrobił to z o niebo większą kulturą, niż stanowi tefałenowski standard. Problem, że swej niechęci kompletnie nie umiał uzasadnić. Czynił to w sposób równie intelektualnie niezborny jak uczestnicy różnych "obywatelskich" spędów. A po Januszu Gajosie chciałoby się czegoś więcej. "To jest cyrk, to jest slapstikowa komedia. Nie do uwierzenia, że to się dzieje naprawdę. Jeden człowiek chce mówić mnie, jak mam żyć. Daje mi tabelkę z przykazaniami na każdą okoliczność mojego życia. To jest przerażające. Nie umie