Okolicznościowy charakter tej realizacji bije w oczy: premiera miała być dodatkowym uświetnieniem uroczystego otwierania japońskiego centrum w Krakowie. Wybrano niemłode, dawno przełożone jednoaktówki Yukio Mishimy (dwie z nich reżyserował przed trzydziestu laty Tadeusz Łomnicki; grała w nich Irena Eichlerówna). Japońszczyzna krakowskiej inscenizacji jest na tyle powierzchowna (ikebana, zakapturzeni pomocnicy sceny, jak z bunraku, orkiestra na proscenium towarzysząca akcji i wiele innych elementów, z wschodnimi walkami włącznie), że miejscami przechodzi w autoparodię. Ale nie drażni, a sposób, w jaki Stanisław Radwan podrobił fletowo-perkusyjną japońską muzykę - wręcz zachwyca. Nie jest to z pewnością pierwszoplanowa praca w dorobku twórczym Krystyny Zachwatowicz i Andrzeja Wajdy. Niemniej przedstawienie jest rzetelne, konsekwentne i sympatyczne: ciepły, "poetycki" teatr, jaki rzadko dziś gości na naszych scenach. Znów (po "Oleannie") świetna Be
Tytuł oryginalny
Mishima (Stary Teatr w Krakowie) ***
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka Nr 1