- To Tomaszewski dbał o moją erudycję, zresztą nas wszystkich. Uważał, że mim nie może być głupkiem - rozmowa z dyrektorem Wrocławskiego Teatru Pantomimy ALEKSANDREM SOBISZEWSKIM.
Krzysztof Kucharski: Może że Pan zdradzić swoje burzliwe początki bycia mimem? Aleksander Sobiszsewski: Moją przygodę z teatrem zacząłem od gońca, to nie była rola, tylko praca na etacie gońca w warszawskim Teatrze Dramatycznym u dyrektora Marszyckiego. Byłem nastolatkiem, fascynował mnie teatr. Każdą wolną chwilę spędzałem na widowni, na próbach, a w latach siedemdziesiątych w Dramatycznym grała plejada gwiazd. Moi rodzice byli tancerzami, właściwie większość życia spędziłem za kulisami. Od gońca do dyrektora, to lepiej brzmi niż od pucybuta do milionera. - Nie wiem, czy lepiej, ale na pewno mniej komercyjnie. W sztuce najczęściej nawet artystyczni geniusze nie zostają milionerami. Właśnie na scenie Teatru Dramatycznego zobaczyłem po raz pierwszy Wrocławski Teatr Pantomimy Henryka Tomaszewskiego. To był "Hamlet - ironia i żałoba" [na zdjęciu]. Brzmi to dziś nieprawdopodobnie, ale o moim dalszym życiu przesądził epizod w tym przedstawie