Naiwność tego spektaklu wywoływać może pewien pobłażliwy uśmiech, czy nawet znużenie, co jednak nie przeszkadza w obejrzeniu całości z wielką uwagą - o spektaklu "Szosza" w reż. Tufana Imamutdinova prezentowanym na festiwalu Nowa Klasyka Europy w Łodzi pisze Karolina Matuszewska z Nowej Siły Krytycznej.
"Szosza" Isaaca Bashevisa Singera mogłaby posłużyć za znakomity materiał do nakręcenia romantycznego musicalu w Hollywood. Młody mężczyzna, pisarz Aron Greidinger, wraca do przedwojennej Warszawy, w której spędził dzieciństwo. Krążąc po znanych żydowskich uliczkach i rozśpiewanych kawiarniach, w towarzystwie dawnych przyjaciół próbuje znaleźć dla siebie miejsce. Przyjmuje propozycję napisania sztuki teatralnej dla Betty - amerykańskiej aktorki przebywającej w mieście ze swoim bogatym kochankiem Samem. Dla Arona jest to szansa nie tylko na zarobienie pieniędzy, ale również na utorowanie drogi do kariery w mitycznej Ameryce. Perspektywa kusząca, tym bardziej, że zza zachodniej granicy Polski coraz częściej słychać głos Hitlera. Pisarza przed podjęciem decyzji powstrzymuje jednak nie tyle artystyczna miałkość amerykańskiego projektu, ile miłość do pewnej dziewczyny. Tytułowa Szosza to sąsiadka i towarzyszka zabaw Arona z dzieciństwa. Pozorni