Retro w modzie, dobre i to, że nie każe się tańczyć shimmy, gorzej, to moda narzuca teatrom trend do wywlekania z lamusa różnych staroci tyleż zacnych, co zwietrzałych. Po Wedekindzie, który straszy w śródmieściu, teraz na Pragę zawitał wczesny Hauptmann. Jego debiutancki dramat "Przed wschodem słońca" nie ma w sobie siły, którą mieli potem emanować "Tkacze", brak mu też barwności, co ciekawi w tekstach symbolizujących tego pisarza. Hauptmann żył długo, zdołał przejść przez wiele estetycznych mód i ideologicznych doktryn, otrzeć się nawet o hitleryzm, zmarł jako niedołężny starzec w polskim Jagniątkowie. Prapremiera "Przed wschodem słońca" stała u progu wielkiej kariery pisarza (1889), a wywołała wówczas istny harmider, gdzie rzecznicy i wrogowie wchodzącego w modę naturalizmu niemal łamali sobie laski na łbach. Dziś nikt się o ten tekst bić nie będzie. Nawet ja. W fakcie jego przypomnienia nie widzę podniety
Tytuł oryginalny
Miłość, wódka i dziadzio Hauptmann
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Wieczorny nr 206