„Werther” Julesa Masseneta w insc. Willy'ego Deckera w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Bronisław Tumiłowicz w Przeglądzie.
Przedstawienie opery „Werther", mimo że do Polski przeniesione z innego teatru, nie straciło wiele ze swojej wartości. Daje przykład solidnej roboty reżyserskiej, muzycznej i scenograficznej. Na ogromnej scenie Teatru Wielkiego ustawiono dużo mniejsze „pudełko", bo taki byt pierwotny projekt dekoracji, więc publiczność koncentruje uwagę na tym, co się dzieje w środku. A tutaj jest nieszczęśliwa miłość uduchowionego poety do zaręczonej z innym, a następnie temu innemu poślubionej Charlotty. Miłość nie może się rozwinąć w okowach obyczaju, choć poeta nie jest obojętny kobiecie. Tragedia pochłania wszystko. Poeta się zabija, a małżeństwo Charlotty staje się koszmarem. Opera sączy smutek od samego początku, ale piękna muzyka i uczucia wyrażane śpiewem łagodzą depresyjny nastrój.