Uświadom sobie, co robisz człowiekowi, wydając o nim niepochlebny sąd, kiedy na każdym kroku oczekujesz czyjejś porażki, jesteś rządny rywalizacji, a walka o przetrwanie to bój o akceptację środowiska, nie wychodzenie przed szereg. Taki mocny przekaz ma "Paria" Stanisława Moniuszki, wystawiona w Teatrze Wielkim w Poznaniu przez Grahama Vicka - o transmisji na Targu Węglowym w Gdańsku pisze Paulina Janas z Nowej Siły Krytycznej.
Brytyjski reżyser pracuje na największych scenach europejskich. Na koncie ma dzieła Richarda Wagnera, Giuseppe Verdiego czy Wolfganaga Amadeusa Mozarta, jest dyrektorem artystycznym Birmingham Opera Company. Tytuł odnosi się do głównego bohatera, Idamora, zwycięskiego wodza, który ukrywa pochodzenie z kasty pariasów. Aria jego ukochanej, córki arcykapłana, Neali, "Paria, on paria!" to bolesne wyznanie miłości aż po grób. Ich miłość jest niedopuszczalna, krew braminki i pariasa nie może się zmieszać. Aranżacja przestrzeni (Samal Blak) nie ma nic wspólnego z Indiami, w których dzieje się akcja libretta Jana Chęcińskiego na podstawie tragedii Casimira Delavigne'a. Scenę en rond otaczają trybuny. Publiczność znajduje się wśród aktorów, uczestnicząc w akcji z perspektywy przechodnia. Przedstawienie rozgrywa się na scenie i na widowni. Pomysł Grahama Vicka na operę Moniuszki polega nie tylko na włączeniu publiczności do świata "Parii", ale takż