Najpierw była droga, po której, z powodu wiecznego remontu, nie da się jechać. Szumnie nazywana autostradą, jednopasmowa szosa, z poustawianymi co parę metrów czerwonymi słupkami, sprawiła, że raz po raz wpadaliśmy w panikę, nie wiedząc, czy uda nam się zdążyć. Ale i tak to było nic w porównaniu z tym, co czekało na nas w Katowicach. Jakieś nieprawdopodobne korki, trąbienie zdenerwowanych kierowców, szaleńczy pośpiech, wszystkie możliwe cywilizacyjne niespodzianki. I nagle olśnienie, chwila spokoju, wejście w wyczarowany na scenie Teatru Muzycznego w Gliwicach świat tołstojowskiej "Anny Kareniny", świat namiętności, tragicznych miłości, których finałem może być tylko śmierć. A równocześnie było to wejście w świat teatralnej poezji, teatralnej metafory, idącej pod prąd nowych hałaśliwych nurtów. Józef Opalski, wraz z całą gliwicko-krakowską ekipą, stworzył przedstawienie w starym, dobrym stylu, w którym - jak się okazuje - m
Tytuł oryginalny
Miłość, która zabija
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Krakowska nr 100