Rosjanin od lat stosuje te same pomysły, a jednak nie nuży. Wręcz przeciwnie, "Rodin" to jeden z lepszych jego spektakli - o spektaklu "Rodin" sanktpetersburskiego Teatru Baletu Borisa Ejfmana pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Oto tajemnica niezmiennego powodzenia w świecie sanktpetersburskiego Teatru Baletu Borisa Ejfmana. Daje publiczności to, co lubi, zna i czego oczekuje. Czyni to wszakże w taki sposób, że widz nie ma wrażenia, iż ogląda jedynie powtórki. Ostatnia premiera choreografa, z którą rozpoczął podróż po Polsce, jest tego najlepszym dowodem. Ileż w "Rodinie" jest elementów wielokrotnie przez Ejfmana użytych: taniec obłąkanych znamy z "Braci Karamazow", stół to od "Czajkowskiego" zawsze ważny rekwizyt, wielkie płachty tkanin pięknie zagrały w "Rosyjskim Hamlecie"... A i sama historia, o której opowiada nowy spektakl, powtarza znane wątki. Francuski rzeźbiarz August Rodin to przecież kolejny bohater Ejfmana uwikłany w wyniszczające związki, od których nie może, ale i nie chce się uwolnić. To artysta - niczym Czajkowski - płacący wielką cenę za swą twórczość. Kochanka Rodina, Camille Claudel, była zaś kobietą kruchą i delikatną jak "Czerwona G