Nie bez przyczyny, jak sądzę, to najbardziej znane (lecz jako mit raczej, poetycka legenda niż tekst sceniczny) dzieło Szekspira grywane jest dziś tak rzadko. Zmiany obyczajowości, idąca z nimi niechęć do ujawniania emocji sprawiły, że "Romeo i Julia" jawią się nam jako temat wstydliwy. O paradoksie, wstydliwszy niż... seks. TOTEŻ Anna Augustynowicz, decydując się na wystawienie tej sztuki, podjęła się pewnego ryzyka. Nie tylko sięgnęła do zaniedbanego kanonu, ale i zamierzyła swoiste wyzwanie, próbę współczesnej wrażliwości. Próbę dla teatru i jego młodego na ogół widza. Mówi się wszak, iż obyczajowe przemiany to pozory, bo każda młodość jest wrażliwa i do wzniosłych uczuć skłonna. Jak u Ewy Lipskiej: "miłość przez wieki się nie zmienia". Cóż, miłość się nie zmienia, ale zmieniają się jej formy. Style, zasady. I słowa... Zacznijmy od słów. Augustynowicz nie sięgnęła (co wydać się mogło naturalne) po tłum
Tytuł oryginalny
Miłość i mrok
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Szczeciński nr 186