"Krwawe gody" Jana {#os#637}Szurmieja{/#} działają jak reklama kart telefonicznych. Podczas pauzy w foyer Teatru Polskiego widzowie kiwają głowami jak sympatyczne pingwinki, upewniając się, że - tak, tak - naprawdę oglądają dzieło sztuki. "Krwawe gody" są na pewno bardzo kolorowe, mocno roztańczone i pięknie brzmią, ale są też bez żaru i - paradoksalnie, bo Szurmiej uderza w bardzo wysoki ton promenad, pawan i pochodów - bez kształtu. Poza kilkoma drapieżnymi scenami tańca oglądamy patetyczne i marudne przemarsze wśród tandetnych dekoracji. Tylko prawdy o miłości brak Na pozór można się zachłysnąć. Czego tu nie ma: tabun ogierów cwałujący w snach, skoczkowie o tyczce, zdemaskowany Zorro, weselne pochody, pojedynek na noże kuchenne, trójce święte z Velazqueza, wiejski zapiewajło, seksowna śmierć, a nawet kwadryga w zascenium żywcem zdjęta z Wieży Brandenburskiej. I tylko prawdy o miłości tu nie ma jak nie ma klarownej sc
Tytuł oryginalny
Miłość bez pazurów
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Dolnośląska nr 39