- Wiem, że można zrobić teatr, który zarobi dużo pieniędzy, i to wcale nie jest trudne, tyle że trzeba, niestety, zapomnieć o ideałach, marzeniach, o własnym guście i o tym, co chciałoby się oglądać - mówi Krystyna Janda, dyrektorka prywatnego Teatru Polonia w Warszawie.
Po co mi to ciągłe balansowanie na ostrzu brzytwy? Pytam o to siebie każdego dnia. I za każdym razem odpowiadam w ten sam sposób: bo to jest mój wybór, bo sama tego chciałam. Z Krystyną Jandą rozmawia Grzegorz Miecugow. Nie nosi pani orderu? - Wszystkie ordery i nagrody są w gablocie w kasie teatru, jak w każdym porządnym zakładzie rzemieślniczym certyfikaty i dyplomy. Miło jest dostać odznaczenie? - Miło. Bo jest to dowód, że to, co się robi, jest ważne, wartościowe i zauważane. Była pani zaskoczona? - Byłam. A co było napisane w uzasadnieniu? - Nie było uzasadnienia. Pan prezydent, wręczając mi order, powiedział, bardzo miło, że wszyscy dziękują mi za to, iż dzięki mojemu aktorstwu mogą być tak blisko spraw, o których opowiadam, bo gram prawdziwie i łatwo jest się z tym, co gram, zidentyfikować. Czy jest pani w stanie zdefiniować, czym jest sztuka? - W ogóle tego nie definiuję. Do niczego nie jest mi to potrzebne. Ale gdy bi