DZIWNE, przedziwne losy ma za sobą - może także i przed sobą! - sztuka Romana Brandstaettera pt. "Milczenie", której premierę oglądał polski Londyn kilka dni temu. W Polsce była wystawiona jeden jedyny raz, mianowicie w Gdańsku. Po pierwszym spektaklu władze ściągnęły ją z afisza. Teatr krakowski zaczął próby, ale przerwał je szybko na rozkaz jakiegoś naczalstwa. Zaznaczyć wypada, że krakowski teatr prześciga inne polskie sceny w iście lokajskiej dyscyplinie, ostatnio bowiem dyrektor wymazał powtarzające się często w "Horsztyńskim" Słowackiego, określenie "Moskale" a przy sposobności zmienił finał dramatu, w którym zdrajca, hetman Kossakowski, ginie na szubienicy, powieszony przez lud wileński. O tych rzeczach ze sceny mówić nie wolno, jak nie wolno używać słowa "Moskal" w teatrze, który pierwszy wystawił przed jakimiś siedemdziesięciu czy osiemdziesięciu laty "Kościuszkę pod Racławicami" Anczyca. Zdarzało się często w okresie poprz
Tytuł oryginalny
Milczenie jest ołowiem
Źródło:
Materiał nadesłany
The Polish Daily & Soldiers Daily nr 103