NASZA współczesna dramaturgia ma kłopoty z oddychaniem. Przypomina człowieka, który wyrywa się ze snu, owładnięty jeszcze ciemnymi mocami, bezskutecznie przedzierający się ku realności już nie od marzeń strony, a potem uderzony ostrą i szorstką wiązką promieni światła przymyka oczy, łapie z trudem oddech, zmaga się z nową - scenerią, podekscytowany, nieprzytomny jeszcze, przesuwający się przez granice różnych bytów, gubiący się i odnajdujący, wreszcie staje na nogi i przeciera oczy ze zdumienia, że jest tam, gdzie jest. Obraz tej dramaturgii ani nie jest jasny, ani nie jest ciemny, jest migotliwy, a światło padając z coraz to innej strony inne rewiry tej sztuki oświetla. I mniej więcej taki sam, jak dramaturgia, jest nasz teatr, takie same są nasze sztuki. Można powiedzieć, że nasza sztuka teatralna jest neurasteniczna (tak zresztą ktoś powiedział, bodajże ktoś z naszych gości) i magiczna. Pełna iluzji, złudzeń, fantasmagorii i urazów
Tytuł oryginalny
Migotanie lamp teatru
Źródło:
Materiał nadesłany
Wiadomości Nr 23