Ten spektakl nie jest jeszcze stracony. On się dopiero rodzi. I jeśli aktorzy złapią ze sobą kontakt, może uda im się wspólnymi siłami ukryć pustkę wyzierającą ze sceny. Trudno powiedzieć wokół czego krążyły myśli aktorów podczas premierowego przedstawienia "Mewy" w Studio. Może Krzysztof {#os#37}Kolberger{/#} zostawił zupę na gazie, może Krystyna {#os#305} Janda{/#} wciąż miała przed oczami Aleksandrę {#os#707} Śląską{/#}, Arkadinę, u boku której grała 25 lat temu Ninę Zarieczną, a młodzi przeżywali, że ogląda ich mama, tata i sam Aleksander Kwaśniewski. Dość, że usilnie próbując wzniecić w sobie emocje, szalejąc z miłości i gniewu, patrzyli sobie jakby ponad głowami, wręcz deklamując kwestie. Nie ma więc w tym spektaklu jednej wyraźnie i prawdziwie nawiązanej relacji. Wielka pustka W szklanych oczach wypchanej mewy więcej jest uczucia niż w Trigorinie (Krzysztof Kolberger) pożądającym Niny (Agnieszka {
Tytuł oryginalny
Mieszczański dramat
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 5