Czego brakuje Operze Krakowskiej? Być może kogoś takiego jak Kazimierz Kord; dyrektora, muzyka, człowieka z pasją, charyzmą, w jednej osobie, który z prowincjonalnej opery potrafił zrobić wielki teatr. Dlaczego zamiast odważnych oper i głośnych wydarzeń mamy głośne afery i marne recenzje? Czy to wina dyrekcji, a może zespołu na nierównym poziomie? - pyta Katarzyna Kachel w Dzienniku Polskim.
Krakowska opera nie jest operą na wysokim poziomie. Niektórzy twierdzą, że nie jest operą nawet na poziomie średnim. Gdyby próbować szukać przyczyn takiej sytuacji, zabrnie się w wielopoziomowy gąszcz niejednoznacznych sytuacji i uwarunkowań - wynikających z historii instytucji: jej bezdomności, braku szczęścia do dyrektorów, złej polityki kadrowej, po współczesne problemy: brak konsekwencji artystycznej, wydarzeń i reżyserskiej odwagi, które mogłyby zbudować prestiż teatru. Dlaczego to, co udało się choćby w operach wrocławskiej czy warszawskiej, nie może wydarzyć się w teatrze rządzonym przez Bogusława Nowaka? Najprościej odpowiedzieć, że to wina dyrektora, któremu przypisuje się brak charyzmy i wiedzy. Ci, którzy pokuszą się o głębsze analizy, wyciągną jeszcze kolejne wnioski: nierówny zespół, brak pieniędzy i konkurencji. Gdzie tkwi sedno? Złote czasy minęły W środowisku muzycznym mówi się, że krakowska scena nie miała