Każdy z nas spotkał się niejednokrotnie ze znanym poglądem, w myśl którego najwolniej gra się w teatrze rosyjskim, najszybciej we francuskim, w polskim zaś pośrednio między jednym a drugim, zgodnie mniej więcej z położeniem geograficznym. W Chinach, jak wiadomo, przedstawienia przeciągają się na dzień cały, w Związku Radzieckim trwają do pięciu godzin, u nas trzy najwyżej, jako że po dziesiątej najbardziej entuzjastyczna publiczność spieszyć poczyna do tramwajów i kolejek dojazdowych, w Paryżu zaś nerwowi Francuzi wychodzą nawet po pierwszym akcie ("Zemsty") z chwilą, gdy przerwa zaczyna przekraczać trzy kwadranse - pisał Erwin Axer w "Listach ze sceny".
* Oklaski najgorętsze i chyba najdłuższe bywają nagrodą aktorów rosyjskich. Zwłaszcza soliści baletu bez końca niemal zmuszani są do ukazywania się przed kurtyną. Tancerki stoją na czubkach pantofelków, kłaniając się wdzięcznie, rozdają pocałunki koniuszkami palców. Rozentuzjazmowana widownia, wśród której młodzież zdaje się grać czołową rolę, nie wypuszcza ze sceny swoich ulubieńców. Niemcy klaszczą metodycznie. Mocno, gruntownie, bez oszczędzania sił. Jeżeli przedstawienie jest słabe czy średnie, klaszcze się w miarę - pięć do dziesięciu minut, póki wszyscy grający, którzy ukazują się pojedynczo, parami i po kilku w sposób ułożony przez reżysera, nie otrzymają podziękowania za wieczór. Nic ponad to. Po oklaskach portierzy otwierają podwoje i publiczność w porządku opuszcza salę. Jeżeli spektakl wzbudził entuzjazm (nie można tego poznać w czasie akcji, której słuchają tutaj w ciszy i nabożnym skupieniu), to po