Wolszczak i Poniedziałek nie mogąc schować się za efektowną inscenizacją czy wielką obsadą, pozostawieni sami sobie, dobitnie demaskują swój brak umiejętności aktorskich i natrętne posługiwanie się warsztatem w miejsce rzetelnej pracy artystycznej - o "Nigdy nie zakocham się" w reż. Grzegorza Chrapkiewicza z Teatru Capitol w Warszawie pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.
Najnowsza produkcja Teatru Capitol w Warszawie pomyślana została jako kura znosząca złote jaja. Przedstawienie ma wszystkie niezbędne ku temu elementy: dwuosobowa obsada z tzw. "nazwiskami" na afiszu (Grażyna Wolszczak oraz na zmianę: Piotr Gąsowski i Jacek Poniedziałek), prosta przestrzeń z niezmienną dekoracją, miłość w tytule i - wg zapowiedzi - połączenie kryminału i komedii romantycznej. Teoretycznie powinno to gwarantować rzetelnie przygotowaną rozrywkę, skoro zajął się tytułem specjalista od komedii i fars, Grzegorz Charpkiewicz, a całość jest inscenizacją tekstu Cezarego Harasimowicza. Teoria z praktyką jednak cokolwiek się rozminęły. Historia nie jest od samego początku oczywista. Oto w gustownie urządzonym pokoju hotelowym spotyka się dwoje ludzi. On jakiś nerwowy, dziwnie pośpieszny, ona przesadnie wyluzowana, ale też z jakąś skrywaną tajemnicą. Intryga szybko się wyjaśnia - słyszymy z radia, że dopiero co doszło do zuchwał