Poszarpane tkanki życia, spektakl przyzwyczajeń, klimat prowincjonalnego i zmurszałego miasta, udane pogodzenie Czechowowskiego nic nie dziania się z zaangażowaniem - o spektaklu "Trzy siostry" w reż. Krzysztofa Minkowskiego w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze pisze Wojciech Wojciechowski z Nowej Siły Krytycznej.
Polonista, lokalny dziennikarz, mieszkaniec forum internetowego. Ktoś. Stoi w deszczu przed słupem ogłoszeniowym. Krople deszczu odbijają się od chodnikowego lastryko. Wpatrzony w afisz, myśli: "Nareszcie coś z klasyki. Jednak Bóg istnieje. Uff! Skończmy w końcu z tym zaangażowanym teatrem, przepisywaniem klasyków na nowo przez młodocianych lewaków. Wyjdźmy w końcu poza krąg artystów o cielesno-wulgarnych fiksacjach i odpocznijmy przy głębokiej psychologii, niuansach, lnianym obrusie, samowarze z herbatą". Czyżby to było jedno z marzeń mieszczańskiego widza, którego gust jest nieco skrzywdzony przez politykę repertuarową poprzednich dyrektorów? Czy jest to widz, który może nie ze swojej winy, ale jednak nie ogarnia nowych dyskursów, a widząc w końcu afisz z tytułem "Trzy siostry", zobaczył światełko w tunelu? Scenografia skromna - w głębi ściana z desek, stół i krzesła. W zasadzie jest miło, sympatycznie, dowcipnie. Momentami wydaje si�