Przed premierą "Trojlusa i Kressydy" Szekspira w Teatrze "Wybrzeże" rozmawiamy z reżyserem Krzysztofem Babickim.
- Jak widać, dojrzał pan już do Szekspira. Dlaczego właśnie "Trojlus i Kressyda", sztuka rzadziej grywana, a nie np. "Hamlet"? - To samo pytanie usłyszałem po "Kordianie" i "Wiśniowym sadzie". Czy dojrzałem do. Słowackiego, Czechowa? Powiedzmy, że przestałem się może obawiać spotkania z Szekspirem. Dochodzi tu stres zawodowo-literacki, jako że realizacja tego autora jest zawsze porównywana. I to jest powód dla którego tak długo Szekspira nie reżyserowałem, chociaż wielokrotnie o tym myślałem. "Trojlus" to znakomita sztuka, która nie gościła zbyt często na naszych scenach. Sprawia bardzo wiele trudności. Ą wśród nich tę, że autor nie określił jej ani jako tragedię, ani jako komedię. Teatr staje przed problemem wyboru. Myślę, że istotą tej sprawy jest poszukanie możliwości dotknięcia i komedii i tragedii, bo to wielki walor tej sztuki. To bardzo cienkie balansowanie, ocierające się o groteskę. Tak wygląda jeden z ważniejszych powodów