- Teatr sprzed trzydziestu lat był bliższy Teatrowi Rozmaitości, czyli Warszawskim Teatrom Rządowym za czasów carskich, niż temu Teatrowi Rozmaitości, który jest w tej chwili - mówi ANDRZEJ ŁAPICKI.
Rozmowa z Andrzejem Łapkkim i Jarosławem Kilianem. Agnieszka Celeda: Był pan przez kilka lat dyrektorem Teatru Polskiego w Warszawie, po czym przekazał pan teatr artyście młodego pokolenia Jarosławowi Kilianowi. Na jubileusz osiemdziesięciolecia (urodzony 11 listopada 1924 r.) wybrał pan twórczość Jana Lechonia, poety nie kojarzonego z teatrem, autora kilku niedokończonych fragmentów dramatycznych. Skąd taki wybór? Czy z tą poezją coś pana specjalnie wiąże? Andrzej Łapicki: Lubię Skamandrytów, lubię Lechonia. Godzinę przestrogi pisał na emigracji, tęskniąc za Teatrem Polskim przy ulicy Karasia w Warszawie, którego przed wojną był pilnym widzem. Był także przyjacielem Arnolda Szyfmana, Józefa Węgrzyna. Z tej tęsknoty napisał strzępy dramatu, którego akcja toczy się na deskach tej sceny. Wydało mi się stosowne, by z okazji jubileuszu, który obchodzę w Teatrze Polskim, zagrać coś o tym teatrze. Mnie ten tekst wzrusza, ponieważ opowiada o