"Matka Joanna od Aniołów" wg Jarosława Iwaszkiewicza w reż. Jana Klaty w Nowym Teatrze w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Monumentalne schody jak z berlińskiej rewii, czerwona kurtyna, a na przedzie sceny siekiery wbite w drewniane krzyżaki. Tworzy to ciąg skojarzeń budujących atmosferę grozy, łagodzoną jednak surrealistycznym nawiasem. Kto czytał opowiadanie Iwaszkiewicza, pamięta, że siekiera jest symbolem pchającym księdza Suryna w odmęty zła i zarazem narzędziem odrażającej zbrodni. Jan Klata trzyma się opowiadania blisko, ale nasyca je współczesnymi odniesieniami. Historia o rzekomym opętaniu, które Suryn (Bartosz Bielenia) nieporadnie próbuje okiełznać, jest opowieścią o fascynacji złem i urzeczowieniu kobiet. Mizoginiczny wywód o tych wiecznych grzesznicach wygłasza miejscowy proboszcz Bryn (Zygmunt Malanowicz). Winę za udręki kobiet ponosi więc Kościół panujący. Jedynie Suryn próbuje się temu przeciwstawić, za co zapłaci najwyższą cenę. Nie brak tu elementów satyry - świetny epizod Macieja Stuhra jako Młodego Papieża, powtarzającego jedno słowo: