Teatr co trochę mnie wsysa, jak Włosi makaron. Usta składa się w tzw. dziób i wciąga za pomocą powierza oraz płuc nitkę spaghetti. Z sykiem i błyskawicznie. Zanim pomyślę, już jestem w środku teatralnych zdarzeń, i to przełknięty bez popitki. Ja tak nie potrafię. Zawijam pracowicie makaron na widelec, a Włosi patrzą na mnie jak na oryginała, bo sos i makaron szybko stygną, a zawijanie jest czasochłonne. W środę premiera "Frankensteina" teatru Capitol. Straszyć próbował Wojtek Kościelniak w roli reżysera. Recenzję przeczytają Państwo później, może w poniedziałek. Rozglądałem się, czy na sali jest delegacja z Ząbkowic Śląskich, które przed rokiem 1939 nazywały się Frankenstein, a gdy Śląskiem rządzili Czesi - Frankenstejn. Też ładnie i oryginalnie. Myślę o tym daszku nad "s". Nawet się nie przewróciłem na drugi bok, a wczoraj, jak 45 lat temu w Piwnicy Świdnickiej pod ratuszem, najbardziej zabytkowym i pochlapanym buraczk
Tytuł oryginalny
Między makaronem i lalkami
Źródło:
Materiał nadesłany
Polska Gazeta Wrocławska nr 274