Prosta opowieść sprzyja rozbudowaniu formy. Pozbawiona jest moralizatorstwa (dlatego tak kochana przez dzieci), ale nie problemu. Pomaga na dobre rozprawić się z koszmarem bezsennych nocy. Działa, lecz nie od razu, więc podczas spektaklu nikt nie zaśnie - o "Krainie Śpiochów" Marty Guśniowskiej w reżyserii Jacka Malinowskiego w Teatrze Miniatura w Gdańsku, pisze Maria Maczuga z Nowej Siły Krytycznej.
Sztukę Marty Guśniowskiej z 2012 roku "Kraina Śpiochów" polubili już widzowie w Białymstoku i Szczecinie. Prapremiera Białostockiego Teatru Lalek zawitała na chwilę do warszawskiego Guliwera, a z uwagi na walory muzyczne została utrwalona jako słuchowisko na CD. Ostatnia realizacja w gdańskim Teatrze Miniatura to historia z pogranicza snu i jawy. Dwoistość ta przejawia się w kompozycji elementów dekoracji, znaczeniach i konstrukcji spektaklu. Bohaterowie zamieszkują królestwo, w którym największą wartość ma spokojny sen. W krainie stworzonej przez litewską scenografkę Giedr Brazyt dominują detale zainspirowane sypialnią: kołdra, koce, poduszki, zasłony. Przedmioty te nabierają zaskakujących funkcji, na przykład kołdra staje się śnieżną połacią. Bardziej wyszukane nawiązania kryją się w kształtach i barwach scenografii. Scenę spowija ciepłe światło i choć są to odcienie nocy, to należą do tych przyjemnych - niebieskości, różów, fio