Festiwal Festiwali Teatralnych "Spotkania" w Warszawie. Pisze Elżbieta Baniewicz w Twórczości.
Wyświechtany zwrot "wierna publiczność" niegdyś miał sens nie retoryczny, tylko praktyczny. Teatry wiedziały, z kim i o czym będą rozmawiać. Ilustruje to dobrze anegdota o pewnym krakowskim kasjerze, który tak potrafił usadzić szacownych obywateli na parterze, by ci z lóż i balkonów mogli oglądać na przykład gwiazdę utworzoną z łysych głów. Nic dziwnego, że to on otrzymał pierwsze brawa. Dziś podobne żarty zdarzyć się nie mogą, bynajmniej nie z powodu masowej transplantacji włosów. Publiczność stała się wielką niewiadomą, widzów zastąpiła statystyka. Zamiast scen, gdzie uprawia się sztukę, a przynajmniej poważnie rozmawia z odbiorcami, mamy butiki z komercją - bulwarową, nowoczesną, tańczoną lub śpiewaną. To efekt dostosowania repertuaru do gustów, raczej wyobrażonych niż rzeczywistych. Tylko nieliczni, jak Jerzy Grzegorzewski czy Krystian Lupa, potrafią prawa rynku zlekceważyć i zaproponować widzom wycieczki w rejony własnej w