Wspominam dzisiaj aktora - Mieczysława Gajdę, który pożegnał nas w ostatnich dniach kwietnia. Znaliśmy się ponad 60 lat. Studiowaliśmy razem w PWST. Był moim przyjacielem.
Po dyplomowym przedstawieniu, gdzie Mietek znakomicie zagrał rolę tytułową w "Weselu Figara", dostał propozycję angażu do prestiżowego Teatru Polskiego. Mietek o dziwo nie skorzystał z niej. Podziękował i zaangażował się do małego Teatru Ludowego na prawobrzeżnej Warszawie. Mówił, że tam zaproponowano mu główne role - i rzeczywiście zadebiutował z powodzeniem bajką "Kot w butach". Miał sentyment do Pragi - pochodził stamtąd, z prostej robotniczej rodziny. W szczytach swojej kariery nigdy nie wstydził się tego. Zawsze opowiadał o dzieciństwie, przygodach i barwnie wspominał ludzi Pragi i Targówka. Darzył swoją matkę szczególną, głęboką miłością. Mówił o niej "moja Zuzia", ona odwdzięczała mu się matczyną miłością i była przy nim i u szczytu kariery, i w trudnych momentach. Mietka z tamtych lat zapamiętam jako słonecznego chłopca, z uśmiechem, bardzo roztańczonego, który potrafił zrobić szpagat i zakręcić pirueta. Po kilku