- Kiedy myślę o tym, co miało wpływ na moją wyobraźnię, co ją kształtowało, zdaję sobie sprawę, jak ważna jest pamięć i to ta najdalsza, sięgająca w głąb dzieciństwa. Te obrazy, pejzaże, które w nas są, żyją, te szczegóły, które w danym momencie nie wydawały się takie ważne, teraz stoją na straży wyobraźni, są dla niej błogosławieństwem - mówi MAJA KOMOROWSKA, aktorka Teatru Współczesnego w Warszawie.
Mało jest już dziś takich aktorów, którzy swojej pracy oddaję całe serce, przygotowuję się do każdej roli, jakby miała być tę najważniejszą w życiu albo tę ostatnie. Gwiazd, o prawdziwości których nie świadczy kolejna okładka kolorowego pisma, lecz prawdziwe staranie się, aby wejść w symbiozę z widzem. Mało, ale tacy aktorzy na szczęście wcięż sę, a my możemy poić nasze zmysły granym przez nich teatrem. Bardzo trudno było namówić Panią na tę rozmowę. Dlaczego tak niechętnie udziela Pani wywiadów? - Mój problem z udzielaniem teraz wywiadów polega na tym, że wszystko, co było dla mnie ważne, przemyślane, mam wrażenie, że już powiedziałam i sformułowałam w książce "Pejzaż-rozmowy z Mają Komorowską" Barbary Osterloff. Trudno mi od tego odejść. Nie potrafię tego lepiej ująć. Oczywiście mam tu na myśli wszystko to, co zdarzyło się do czasu napisania tej książki, czyli do sztuki Thomasa Bernharda "Wymazywanie" i mojej