Od dłuższego już czasu nie wiem, co sądzić o teatrze telewizyjnym - zarówno jako o gatunku, jak i instytucji (w tym drugim przypadku należy pisać" - wyrażać się: Teatr TV). Być może stwarzam sobie niepotrzebne dylematy: chcę sądzić, gdy wszyscy uważają, że wystarczy - bić. A gdyby nawet, to czy po każdym spektaklu, jak leci? Nie namawiam, by smakować drugorzędne detale, wiązać to, co rozproszone, w feeryjne bukiety urojonych sukcesów lub szukać scalającej koncepcji tam, gdzie rządzi przypadek. Ale coś się i tak wiąże, sumuje. Choćby i samo z siebie, mimo woli, to przecież - dosłownie - na naszych oczach.. To prawda: kameralność, dominująca ostatnio w repertuarze Teatru TV podyktowana została względami raczej zewnętrznymi, ściślej: ekonomicznymi, tak jest po prostu taniej, jednak nie oddano pola ani tragedii klasycznej (jedność miejsca, czasu i akcji), ani Beckettowi. Zsumowało się inaczej: ich dwoje, czasem ich dwoje i ten trzeci. W
Tytuł oryginalny
Mieć gadane?
Źródło:
Materiał nadesłany
Antena Nr 9/1986