Na widowni gasną światła. Orkiestra zaczyna uwerturę, która wcale się zaraz nie kończy. Słuchamy muzyki, ktoś szeleści papierkami od cukierków. Kiedy już zaczynamy smakować tę ciemność pełną dźwięków, kiedy cukierki kończą swój żywot i robi się cisza, wtedy idzie w górę kurtyna. Na scenę wczołgują się pokraki. Małpie ręce, krzywe nogi, garby i maski. W środku pedel z pejczem w ręku - szkoła błaznów. Jak rozbawić możnych tego świata? Czym? Pieśnią? "Dla kościotrupa będzie śledź... / Dla małpiszona diament... / Dla biskupa będą osty... / Dla monarchy będą parchy... / Dla sowy będzie tuzin świec... / Dla trędowatych całowanie... / Dla kurwiszonów płatek hostii... / Dla pijanicy brzeg chrzcielnicy..." "A zaś dla błaznów! (milczenie. Błazny prychają szyderczo) Spokój! Powiem to wam bando milczków! Takim błaznom jak wy dwie rzeczy pisane, a przecież tym podobne do siebie, że obydwie włochate i gotowe ociekać sokami. Pie
Tytuł oryginalny
Michel de Ghelderode "Szkoła błaznów"
Źródło:
Materiał nadesłany
Wiedza i Życie nr 2