BOHATER sztuki Sergiusza Michałkowa, dyrektor Poczesuchin, zabiega o uwiecznienie swego imienia dla potomności.
Kupuje grób używany, ale w dobrym stanie, z fascynującym pomnikiem z różowego marmuru, a nadto znakomicie pasującym do jego dyrektorskich zasług, bo ozdobionym - ni mniej ni więcej - tylko fotelem. Pochowano tu, jeszcze i przed wystrzałem z "Aurory", moskiewskiego kupca, fabrykanta mebli, więc i foteli. Fotel jednak w dzisiejszych czasach wcale się nie zdewaluował, przeciwnie nabrał innych wartości. Jest symbolem urzędnika na stanowisku, jest warsztatem pracy dyrektora. Z takim właśnie królującym na fotelu dyrektorem-biurokratą, ważnym, a głupim, rozprawia się radziecki dramaturg bronią najostrzejszą: smaga go kpiną i śmiechem, demaskuje jego pseudo-uczciwość, podszytą tchórzostwem, zdziera z niego dumnie obnoszoną godność, a pod tą powłoką ukazuje błazna, drżącego przed opinią, obnaża zatęchłe jego gusta, delikatną rączką "hodowane" w domu i najskrytsze marzenie, wypieszczone we śnie. A także ustawia go niejako historycznie. Wywodzi j