- Do niedawna słowo "kabaret" kojarzyło się raczej ze świętem telewizyjnego folwarku. Jednak nie zapominajmy, że u swego zarania był miejscem rodzenia się nowej formy, bardziej teatralnym niż teatr, bardziej literackim niż literatura. Miejscem elitarnym, bo niemedialnym - mówi Michał Sufin, współtwórca Teatru Improwizowanego Klancyk! oraz Klubu Komediowego, w rozmowie z Arkadiuszem Gruszczyńskim w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.
Obserwujemy to, co dzieje się w parlamencie. Oczywiście kłócimy się o to - konserwatywni komicy z lewicującymi i z liberalnymi, wegetarianie z fanami boczku. Z tym że my chyba kłócimy się zdrowiej niż reszta: pojedynkujemy się na puenty, złośliwości i docinki. Arkadiusz Gruszczyński: Minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski mówi o końcu lewicowej ideologii rowerzystów i wegetarian, czyli stałych bywalców placu Zbawiciela, na którym działa twój Klub Komediowy. Śmieszy czy przeraża? Michał Sufin: Nie mam przesadnie emocjonalnej relacji z żadną z ideologii. Plac Zbawiciela wydaje się miejscem na przecięciu szlaków - ludzi niejedzących mięsa i jedzących, wizytujących francuskie boulangerie, wracających z sumy i szukających parkingu sfrustrowanych kierowców. Jako komicy staramy się zachować niezależność myślenia Waldorfa i Statlera - dwóch zgryźliwych mupetów siedzących w loży i nietrzymających sztamy z nikim. Ale doceniamy