"Wielki dzień" w reż. Andrzeja Majczaka na Scenie w Podziemiach Teatru Bagatela w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
W "Wielkim dniu" Conora McPhersona jest jak w Krakowie, gdzie w końcówkach małych dni słowa leją się nad wódką wszystkich barów miasta. Porażająca delta. Zmierzch w zmierzch brzdęk odstawianych szkieł miesza się z nadmiarem zdań nieogarnionych jak mrówki w kopcu. Zmierzch w zmierzch miasto jest tysiącgłowym monologiem. Nikt nie słucha, bo sam gada, choć nikt go nie słucha. Każdy gada, bo może ktoś usłyszy, wygadując swoje. Może zapętlą się monologi. Spokojnie, zapętlą się. Spokojnie, zaraz poznasz monologistę, do którego się przysiadłeś. To tylko kwestia ilości brzdęków szkła. Są monologiści, którym starczają brzdęknięcia trzy, inni potrzebują pięciu. Zdarzają się i maratończycy brzdęknięć, lecz w istocie nieważne, po ilu głębszych gadania się zapętlają - grunt, że się zapętlają. Jak w "Wielkim dniu". Jeśli dobrze się domyślam, u McPhersona jest knajpa gdzieś na obrzeżach kurortu po sezonie i trzech facetów w k