Świat oszczędza i narzeka na kryzys, a festiwal w Salzburgu pod rządami nowego dyrektora Alexandra Pereiry od trzech sezonów rozrasta się i wręcz puszy swoim bogactwem. Latem w Salzburgu i bogaci, i biedni widzowie oczekują tego samego. Jedni jednak za to słono płacą, inni dostają za darmo - pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Trwa coraz dłużej, ponad sześć tygodni, przygotowano 230 koncertów i spektakli. Rok temu przyciągnął ponad 270 tys. widzów, teraz ma być jeszcze lepiej, bo sprzedaż biletów jest rekordowa. To zresztą widać na ulicach. Dawno nie było tylu zdesperowanych przybyszy krążących z kartkami błagającymi o możliwość zdobycia miejsca na któreś z wydarzeń. A przecież najdroższy bilet na spektakl operowy kosztuje 400 euro, na koncert Wiedeńskich Filharmoników - 200, tyle samo co na Szekspirowski "Sen nocy letniej". Najtańsze miejsca po 15-30 lub 50 euro wykupiono już w styczniu i lutym. Na pięknym wizerunku zaczyna wszakże pojawiać się rysa. Rok 2013 festiwal może zamknąć deficytem sięgającym ponad 2 mln euro. Przy budżecie 50 mln euro nie jest to suma znaczna, ale jednak. Władze, lokalne i krajowe, zachowują spokój, w końcu ich dotacje wynoszą tylko jedną czwartą budżetu, o resztę musi martwić się dyrekcja. Ta zaś uspokaja twierdzeniem