"Cyberiada" Krzysztofa Meyera w reż. Rana Arthura Brauna z Teatru Wielkiego w Poznaniu na XXII Bydgoskim Festiwalu Operowym. Pisze Anita Nowak w Teatrze dla Was.
Trzeciego festiwalowego wieczoru mogliśmy się przekonać, że roziskrzona pomysłami, rozpościerająca się na różne style muzyka Krzysztofa Meyera, w której jazz wymieszany z sonorystyką, aleatoryzmem czy bruityzmem, tak modnymi w końcu lat sześćdziesiątych, w ciągu bez mała pół wieku, nic a nic się nie zestarzała. A współczesnemu odbiorcy nawet bliższa jest niż literatura Lema. No bo czy muzyka może się zestarzeć? Zwłaszcza, że to, co słyszymy w "Cyberiadzie" idealnie przystaje do tego, co oglądamy na scenie. Ta muzyka wręcz ewokuje ruch. Jest idealnie dopasowana do literatury, na której kompozytor oparł swoje libretto. Marimbę, ksylofon, wibrafon, kotły, werbel, dzwony, wielki bęben, gong, bongosy, lastra, talerze, tom-tom, tamtam, woodblock, tamburyn, klekotkę, terkotkę, klawesy, krotale i triangel usytuowano na scenie. Zabrakło miejsca w orkiestronie? Nie sądzę. Raczej chciano pokazać publiczności instrumenty, z którymi w ostatnim czasi