"Mewa" w reż. Natalii Sołtysik w PWST w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Która to była minuta dzieła? Finałowa? A może była to minuta płaskiej wieczności? Dokładnie. Istnieją przedstawienia teatralne tego rodzaju, że w każdej chwili masz ponurą pewność: to się nigdy nie skończy. Nie wrócę do domu, uschnę, wszyscy uschniemy, widzowie, aktorzy, portier - "uświrkniemy" na sucho. I sarkofag nad nami zbudują, i wieńce nam przyniosą, i znicze zapalą, i pacierz odklepią, i na wódkę ruszą bez nas, niech im w "pawia" pójdzie, amen... Więc - tak. W kolejnej minucie płaskiej wieczności dyplomowego, przez Natalię Sołtysik wyreżyserowanego przedstawienia "Mewa" Borysa Akunina, pomyślałem o mewie chroniącej jaja. Dziwne, że o tym? Jak byś tam ze mną był, to byś się nie dziwował. Oto studenci zasalutowali naraz, tyle że nie klasycznie, palce do skroni przykładając. Zasalutowali, by tak rzec, "genitalnie". Chłopcy - palcami ku "klejnotom rodzinnym". Dziewczęta... Chyba nie urażę, gdy powiem: ku "bobrom". O co im szł