Z goryczą pisałem niedawno o Teatrze Dramatycznym, mam więc, jak sądzę, miły obowiązek odnotować, iż kolejna premiera w tym teatrze okazała się znacznie ciekawsza od opisywanych wcześniej "Szewców". Znany dotychczas raczej z filmu ("Zygfryd") reżyser Andrzej Domalik pomysłowo opracował "Mewę" Czechowa (powracając do dawnego przekładu Natalii Gałczyńskiej, a jedynie zmieniając mu tytuł - Gałczyńska "Mewę" niesłusznie nazywała "Czajką"). W kameralnej sali Dramatycznego Domalik usadził publiczność w samym środku, z tym że w pierwszej części przedstawienia siedzimy w fotelach ustawionych w stronę foyer, a przez otwarte drzwi rysuje się w tle zaimprowizowany w foyer rozległy pejzaż brzegu nad jeziorem, w drugiej części natomiast siadamy w fotelach po odwrotnej stronie, plecami do foyer, a twarzami do tradycyjnej sceny. Choć na ogół nie lubię takich chwytów, to muszę przyznać, że tutaj te bliźniacze widownie dobrze zdają e
Tytuł oryginalny
Kurier Warszawski Rok XXIV. Nr 13 (255). Listopad 1991.
Źródło:
Materiał nadesłany
Przekrój nr 2424