Program festiwalu utknął w schemacie i ubożeje. Powstaje przez skondensowanie w jednym czasie spektakli ze stałego repertuaru Teatru Wielkiego, głównie polskich i niemieckich. Do nich dodaje się kilka koncertów kameralnych, gościnnych spektakli z Bambergu, czasem wystawę. A trudno sobie wyobrazić lepszą inspirację do integrowania środowisk artystycznych niż E.T.A. Hoffmann - felieton Jolanty Brózdy o Festiwalu Hoffmannowskim w Gazecie Wyborczej - Poznań.
Poważny generał jako dobosz, z dzbankiem od herbaty na brzuchu zamiast bębna - taką karykaturę generała von Zastrowa narysował Ernest Teodor Amadeusz Hoffmann. Stało się to w Poznaniu u progu XIX w. i właśnie za taki wybryk Hoffmann - ikona niemieckiego romantyzmu - wyleciał z pracy i z Poznania. Ale przecież żył tu dwa lata, tu - w kościele Bożego Ciała - brał ślub. Wszechstronna, inspirująca postać: żył szybko tysiącem spraw - od muzyki przez literaturę po prawo. Poznań odwdzięcza mu się polsko-niemieckim Festiwalem Hoffmannowskim (rozpoczął się w sobotę). Ale czy to wdzięczność na miarę wszechstronności Hoffmanna? Niestety nie: program festiwalu utknął w schemacie i ubożeje. Powstaje przez skondensowanie w jednym czasie spektakli ze stałego repertuaru Teatru Wielkiego, głównie polskich i niemieckich. Do nich dodaje się kilka koncertów kameralnych, gościnnych spektakli z Bambergu, czasem wystawę. A trudno sobie wyobrazić lepszą inspir