"Edyp Tyran" wg Sofoklesa w reż. Wojtka Klemma w Teatrze im. Horzycy w Toruniu. Pisze Przemysław Skrzydelski w tygodniku Sieci.
Rzadki przypadek: przedstawienie niepotrzebne, ale co więcej, wręcz aroganckie w swoim bezsensie. Taki jest "Edyp Tyran" z toruńskiego Teatru Horzycy. Sam tytuł spektaklu Wojciecha Klemma jest nieporozumieniem, choć to detal, który w kontekście całego przedsięwzięcia można wybaczyć. Podmiana "Króla Edypa" na "Edypa Tyrana" nie tłumaczy się filologicznie, bowiem greckie określenie "tyrannos", które pojawia się jako ustalony przez wieki tytuł tragedii Sofoklesa, w języku oryginału nigdy nie miało ustalonej konotacji. Tyran to po prostu władca, król. Ale mniejsza z tym. Bo po co w zasadzie ta nowa fraza? To proste. Przecież potencjał teologiczny, rozmowa o fatum, winie i karze dziś mogą się wydać nie do przyjęcia w teatrze, który ma być głośny, szybki i posklejany niczym patchwork. Wojciech Klemm - choć nie zawsze z tak fatalnym skutkiem - idzie tą drogą od dawna; pamiętam jego "Judytę" Hebbla (2011), z której mimo wszystko dało się wyłuska�