Brzmi to dość szokująco: komedia o śmierci. Tym właśnie zdaniem potwierdzamy fakt, że poddaliśmy się działaniu sztuki, a autor uzyskał swój cel. Zaszokować widza trochę go oburzyć, lekko obrazić, rozbawić, a równocześnie przerazić, i tak osaczonego komizmem i grozą odbiorcę nakarmić porcją własnego widzenia świata, a raczej rzucić mu ją, jak przynętę. "Meteor" mówiący wciąż o śmierci czy umieraniu jest w swej istocie sztuką o życiu. Te dwie rzeczy są nierozłączne i zawsze obecne w człowieku. Wśród ludzkiego gatunku "jednodniowych", jak starożytni bogowie słusznie nas nazywali (z odcieniem wyższości, litości czy może zazdrości?), pojawił się oto fenomen. Znakomity pisarz ze stemplem laureata nagrody Nobla, z milionami w walizce, z bagażem bujnej przeszłości, dziwny starszy pan, schorowany a pełen wigoru, który mimo obrzędu umierania nie gardzi koniakiem i kobietą, który mimo kilkakrotnie stwierdzonej przez lekar
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Powszechny nr 1