Murawa jest zielona, bardzo zielona, okrutnie zielona: aż kłuje w oczy. Nad murawą rozpięty jest paldament z różnokolorowych żarówek. W tyle górski landszaft, po którym będzie jeździć (!) prawdziwa kolejka z prawdziwym dymiącym parowozikiem i przesuwać się będą nieprawdziwe zjawy. Pejzaż jak z fotoplastikonu. Albo jak z płócien wczesnych surrealistów. Po pejzażu snują się postaci z "Puncha". Dwie stare ladies, mała dziewuszka z grzywą złocistych loków, spowity dymami fajczanymi John Bull. To jeszcze fotoplastikon, ale już podrysowany kreską złośliwego karykaturzysty. W to szydercze corso wklejona jest wreszcie rodzina Berangerów On - pisarz, znudzony stabilnością świata, ona - śniąca królewna, córeczka - uosobienie naiwnego rozsądku. I to już nie jest żaden fotoplastikon, to ma być metafizyka. Osobliwy rodzaj surrealistycznej metafizyki, do której przyzwyczaił nas swoimi poprzednimi sztukami Eugene Ionesco. Madame Beranger śni
Tytuł oryginalny
Metafizyka w fotoplastikonie
Źródło:
Materiał nadesłany
?