EN

17.01.2024, 18:40 Wersja do druku

Męskie g(de)ranie

„Dramat rodzaju męskiego” Jakuba Tabaczka w reż. Marcina Libera we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Pisze Agnieszka Loranc z Nowej Siły Krytycznej.

fot. Natalia Kabanow / mat. teatru

Kultura wyposaża człowieka w spektrum cech warunkujących jego zachowania i przyjmowane role społeczne. Wartościowanie i kształtowanie uznawanych powszechnie norm dzieje się również na poziomie genderowym, co definiowane jest jako płeć kulturowa. Z tematem męskości spreparowanej pokoleniowo i wpisanej w stereotypy zmierzył się Jakub Tabaczek w nagrodzonej na V Konkursie Dramaturgicznym Strefy Kontaktu sztuce „Stulejka”. Tekst przeniósł na deski organizatora konkursu, Wrocławskiego Teatru Współczesnego, Marcin Liber, tytułując przedstawienie „Dramat rodzaju męskiego”.

Po lewej stronie sceny leży niekompletna, biała rzeźba męskiego ciała. Brakuje części nóg, goleń wraz ze stopą zajmują miejsce ramienia. Na korpusie głowa „Dawida” Michała Anioła. Archetyp męskości, siły i harmonii uległ fragmentaryzacji i przekształceniu w kakofoniczną formę. Stał się punktem odniesienia dla spektaklu, który przedstawia patchworkową opowieść o stadiach życia mężczyzn.

Najpierw jednak pojawia się sześć kobiet: matki, kochanki, żony i pracownice – żeński kolektyw pełni rolę podmiotu dramatycznego, zapowiada wydarzenia, opowiada o tym, co niewidoczne, wywołuje męskich bohaterów. W kolejnych scenach oglądamy narastającą frustrację ojca, niepotrafiącego docenić starań syna w szkolnym konkursie; wizytę w gabinecie urologicznym, w którym intymny problem chłopaka przekształcony został przez personel w niekomfortową dyskusję o męskich atrybutach, a zabieg chirurgiczny w plemienną, inicjacyjną ceremonię obrzezania. Przekonujemy się też, że kino, literatura trwale gruntują męskość. Intelektualista, doktor psychologii, którego przerasta perspektywa stałego związku, odwołuje się do młodzieńczych marzeń matrymonialnych wyjętych z „Nieznośnej lekkości bytu” Milana Kundery, chętnie powiela też westernowy slogan: „to miasto jest za małe dla nas dwóch”. Inny bohater opowiada o odkryciu zwłok ojca w pokrywie lodowej. Manager-sadysta obiera jedno kryterium rozstrzygające pracowniczy spór – pojedynek na donośność szczekania.

Liber doskonale operuje ironią zapisaną w tekście Tabaczka, co szczególnie przejawia się w scenie, gdy histeryk-przemocowiec niczym niesforne dziecko próbuje szantażem emocjonalnym wymusić na żonie przygotowanie ulubionej zupy-krem. Z tyłu sceny przez cały spektakl wyświetlane są także komentarze reżyserskie. Liber z dozą humoru opisuje lekturę tekstu Tabaczka (myślał, że sztukę napisała kobieta), momenty z życia rodzinnego (karkołomna próba złożenia namiotu podczas wyprawy z synem do lasu).

Narracja chronologicznie przedstawia etapy męskiego życia: chłopaków wkraczających w męskość, facetów w sile wieku, aż po schyłek. Przy szpitalnym łóżku czuwa staruszek w pluszowym przebraniu misia polarnego (pieszczotliwie nazywany Niedźwiedziem), towarzyszy żonie w agonii. Jest też mężczyzna, którego historia nie została opowiedziana, ponieważ się zapił. Plejada indywiduuów łączy się co jakiś czas w chaotycznym, lecz wyzwalającym tańcu pogo – manifeście braterskości (choreografia duetu Hashimotowiksa, czyli Katarzyny Kulmińskiej i Pauliny Jaksim). Zespół sneaky jesus gra na żywo muzykę pobrzmiewającą i klimatycznym jazzem, i żywiołowym punkiem.

Mirek Kaczmarek zbudował scenografię na kanwie westernu, gatunku operującym obrazami męskości. Wszystkie postaci ubrał w denimowe komplety kurtek i spodni, białe koszulki i brązowe kowbojki, nie brakuje zamszowych kapeluszy. Dżins też nie jest przypadkowy, to tkanina kreująca gruboskórną męskość, pod którą jednak skrywane są emocje. Biała, pusta scena, z tyłu wysoka ściana imitująca skałę i suchy konar. Do tego anturażu brakuje tylko pustynnego krzaka pędzonego podmuchem wiatru. Ta przestrzeń symbolizuje zagubioną tożsamość i wyobcowanie. Konstrukcja imitująca skałę zostaje odwrócona o sto osiemdziesiąt stopni, widzimy ekrany z animacjami zorzy polarnej. Wielobarwna łuna tworzy scenografię dla mężczyzny, który znalazł zamarzniętego ojca, a także Niedźwiedzia, którego żona zmarła. Kaczmarek uwidocznił chłód przepełniający ich serca. Po prawej stronie umieszczone zostają także dwie kamery na statywach, które rejestrują niektóre z postaci. Twarze aktorów wypełniają kadry ekranów, rozgrywa się na nich emocjonalny rollercoaster.

Buzujący maczyzm się zapętla, przechodzi na kolejne pokolenia. Liber daje na to receptę: w gestii mężczyzn leży skruszenie strachu przed relacyjnością, bliskością i istnieniem w społecznym braterstwie. To się udaje na scenie, sytuacje zostają symboliczne odwrócone. Do wniesionego w finale manekina chłopca-kowboja podchodzi postać z pierwszej sceny – syn który nie potrafił przeliterować w szkolnym konkursie nazwiska słynnego pisarza. Tym razem to on wciela się w rolę ojca, otacza swoje dziecko wyrozumiałością i miłością. Mężczyźni wygrywają z traumami, nie przenoszą wpajanych od dzieciństwa wzorców męskości na potomków. Wszyscy znów łączą się w grupowym tańcu, a temu, kto upadnie, zostanie podana pomocna dłoń. Arnold Schwarzenegger prężący muskuły na akwareli Barbary Bańdy, wykorzystanej na plakacie, po spektaklu wydał się rozmyty, mniej brawurowy.

Agnieszka Loranc – studentka kulturoznawstwa i wiedzy o mediach na Uniwersytecie KEN w Krakowie, członkini krakowskiego stowarzyszenia „Chodźże do teatru”.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne