Rewelacyjny "Cezary idzie na wojnę" Tomaszewskiego demaskuje totalitarny charakter patriarchalnej, przemocowej wizji świata, który wyklucza miłość do człowieka, zastępując ją miłością do narodu - pisze Krystyna Duniec w portalu dwutygodnik.com.
Kiedy zawodzą rozmaite strategie oporu wobec fundamentalistycznego konserwatyzmu i autokratyzmu prawicy, w sukurs, jak to często bywa, przychodzi sztuka pobudzająca krytyczną świadomość. Tym razem postarał się o to spektakl "Cezary idzie na wojnę" w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego w Komunie Warszawa. "Teatr i muzyka poważna wciąż mają u nas status świętej krowy - albo nas odchamiają, albo perorują jak z ambony. Scena jest miejscem, z którego wypowiada się wielkie prawdy o świecie. A mnie interesuje banał. Szukam tego miejsca przecięcia" - zwierzył się już przed kilku laty w wywiadzie Tomaszewski ("Wysokie Obcasy", 2012). Dla inscenizacji madrygałów Monteverdiego szukał takiego miejsca w barze mlecznym, dla muzyki Glucka przeznaczył salę gimnastyczną, "Wesołą wdówkę" Lehara wystawił z czterema polskimi sprzątaczkami w Wiedniu, "Halkę" Moniuszki na festiwalu Opera Rara w Krakowie rozegrał w salonie. W przedstawieniu "Cezary idzie na wojnę