Sztuka Friedricha Durrenmatta "Fizycy" powstała w 1962 roku i od razu trafiła na europejskie sceny. Na przekór wszelkim podziałom, świat odczytał jednomyślnie: jako memento dla ludzkości, które idzie po bardzo wąskiej kładce, zawieszonej nad przepaścią.
Dziś "Fizyków'', których polska prapremiera odbyła się w rok po napisaniu, przypomina Teatr Mały w Warszawie. Tę "komedię" - jak przewrotnie określił ją autor reżyseruje Lech Komornicki. Rozmawiam z nim o przedstawieniu i wciąż ważnym przesłaniu sztuki. - W uzupełniających tekst dramatu "21 punktach związanych z "Fizykami" Durrenmatt mówi m. in. "Najgorsze z możliwych zakończeń nie jest do przewidzenia. Jest wynikiem przypadku". I dalej: "Im bardziej planowo ludzie działają, tym skuteczniej uderza w nich przypadek". Czy dlatego wystawił Pan dziś "Fizyków"? -Przede wszystkim dlatego, że sztuka ta jest niezwykle aktualna, chyba bardziej nawet, niż dwadzieścia pięć lat temu, kiedy powstała. Porusza przecież problem odpowiedzialności uczonych za swoje odkrycia i ukazuje groźbę, jaka zawisła nad światem. Chcieć powstrzymać rozwój nauki i techniki byłoby, oczywiście, nonsensem, ale ludzkość powinna wreszcie zrozumieć, że postęp nie powinien