Zaczęło się właśnie od Grzechu. Dramat niedokończony przez autora, którego finał dopisał Kruczkowski, był w dziejach niełatwego początku powojennego teatru wydarzeniem i przeżyciem. Spełniał w sposób pożądany wymagania nowej estetyki: w części melodramatycznej mieścił cechy realizmu krytycznego, zaś dopisek był niby próbką realizmu socjalistycznego. A z tym wszystkim był to kawał teatru z plejadą nazwisk, które w nim pozostały: Zelwerowicz, Małynicz, Hanin, Korzeniewski (jako reżyser) i jakże pięknie wschodzące gwiazdy - Skarżanka i Mikołajska. Potem były pojedyncze prezentacje, noszące każdorazowo znamiona odkrywczości i odwagi; "Przedwiośnie", "Róża", "Wierna rzeka", po latach zjawił się "Turoń", i zawsze wierna "Przepióreczka", wzruszająca i bojąca się wzruszeń nazbyt melodramatycznych, staroświeckich. Stąd występująca tu i ówdzie jako dramat awangardowy. *** Rok 1973 przypomniał "Dzieje grzechu". Wystawił je Teatr N
Tytuł oryginalny
Melodramat z Brigitte Bardot
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr Nr 10