Przy całym bogactwie wydarzeń Roku Moniuszkowskiego trudno nie popaść w melancholię po tym, co zrobiono z "Halką" w Theater an der Wien, a bodaj rok wcześniej w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Ogłoszono właśnie, że pod Pegazem odbył się międzynarodowy konkurs reżyserii operowej. Ponieważ nikt dotąd o czymś takim nie słyszał, postanowiłem przyjrzeć się tej sprawie - pisze Sławomir Pietras w Tygodniku Angora.
Komunikat teatralny głosi, że "w jury zasiadają największe nazwiska teatru operowego". David Pountney - ewentualnie, choć przed kilku laty w Warszawie dziarsko pokiereszował "Straszny dwór", ale mimo to ma reputację reżysera operowego z prawdziwego zdarzenia. Natomiast z wielkością nazwisk nie mają nic wspólnego Carolin Wielpütz (była chórzystka, obecnie dyrektorka artystyczna ds. opery w Bonn), Ulrich Lenz (były dziennikarz, obecnie dramaturg w Komische Oper), a zwłaszcza wciąż jeszcze dyrektorka Teatru Wielkiego w Poznaniu, która w dziedzinie czegokolwiek w sztuce operowej nazwiska nie ma, choć postanowiła przewodniczyć temu gremium. Palmę pierwszeństwa przyznano artystce niemieckiej Ilarii Lanzino, która dotąd wyreżyserowała tylko dwie bajki dla dzieci ("Księżniczka na dyni" i "Alicja w Krainie Czarów"), ale na konkursie przekonała, że "twórczo balansuje pomiędzy tradycją a współczesną interpretacją". W nagrodę otrzymała (podobnie jak p