Było efektownie - scenę wypełniły hektolitry wody, światło igrało z refleksami fal, a w strugach deszczu wiły się półnagie tancerki. Szczęśliwie wszystkie te pomysły nie rozmyły idei Wagnerowskiego arcydzieła. Mariusz Treliński postanowił ostrożnie wprowadzić operomanów w świat muzycznych dramatów Wagnera. "Holender Tułacz" to bowiem utwór młodzieńczy, wyraźnie autobiograficzny, zwiastujący geniusz kompozytora, powstały w 1841 r., choć w kolejnych latach wielokrotnie poprawiany. Artysta odwołał się w nim do średniowiecznej legendy o Ahaswerze, barwionej mrocznymi historiami z czasów morskich wojen w XVII w., opisanej w noweli Heinego. Bohaterem jest żeglarz siejący na morzach postrach, skazany na nieśmiertelność, którego od klątwy wiecznego niespełnienia może wybawić tylko nieskażona zdradą miłość. Reżyser po raz pierwszy zmierzył się z dziełem Wagnera. To śliski grunt dla artysty, który stara się uprawiać sceni
Tytuł oryginalny
Melancholia Wagnera
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Powszechny nr 13