- Czasami spektakle są dla mnie jak terapia. Ja nie muszę przecież być dokładnie Saszką, nie jestem Hamletem i nie byłem dokładnie Płatonowem, ale jakieś podobne cechy charakteru odnajduję w każdej z tych postaci. Szukam wspólnego mianownika ze sobą i z postacią. Bo tylko wtedy czuję, że to, co robię, jest szczere - mówi BORYS SZYC, aktor Teatru Współczesnego w Warszawie.
"Jestem w bardzo dziwnym momencie życia. Pewne sztuki mnie <>" - mówi Borys Szyc, który po Hamlecie wcielił się w kolejnego ważnego bohatera, tym razem w spektaklu "Saszka". Obydwie te role są mu wyjątkowo bliskie i zmuszają do tego, by na nowo odpowiedzieć sobie na pytania: jakim jest partnerem w związkach, synem, ojcem i... bratem.
W sztuce "Saszka", w warszawskim Teatrze Współczesnym, grasz 40-letnie-go mężczyznę, który nie może uporać się z problemem ojca, bo ten był dla niego zbyt wymagający i w zasadzie go porzucił. Ty sam też wychowywałeś się bez ojca...
- Chcesz pewnie spytać, czy Saszka to ja? Oczywiście, że tak. Ale to jest bardzo delikatny i skomplikowany problem. Nie chcę go roztrząsać publicznie...
Trudno Ci grać w spektaklu, w którym czterdziestoletni facet pyta: "Tato, czy ty w ogóle mnie kochałeś"?
- Tak. Bardzo trudno to grać. Trudno też o tym rozmawiać. Ta sztuka bardzo łączy się z moim życiem.