Nieszczęście "Mein Kampf" w Teatrze Powszechnym na tym polega, że w porównaniu z grą aktorską i reżyserią nawet tekst literacki, że tak to ujmę, broni się jakoś, niektóre cytaty z Hitlera brzmią wręcz niepokojąco sensownie - pisze Krzysztof Varga w Gazecie Wyborczej - Dużym Formacie.
Na "Mein Kampf" do Teatru Powszechnego szedłem bez większego lęku, choć i też bez egzaltacji czy wygórowanych oczekiwań. Sceniczna adaptacja twórczości Adolfa Hitlera w reżyserii Jakuba Skrzywanka kusiła mnie naturalnie osobą autora wystawianej książki, zarazem nie spodziewałem się, że przeżyję wstrząs tektoniczny, że wyczołgam się z legendarnego budynku na warszawskiej Pradze w stanie intelektualnego porażenia bądź wybiegnę w podskokach w stanie katarktycznej euforii, należę bowiem do tych, którzy obejrzeli w Powszechnym "Klątwę", więc są poniekąd opancerzeni. Jeśli czegoś nieśmiało się spodziewałem, to może niewielkich pikiet przed teatrem, jakichś oburzonych faszystów, że profanuje się w tym miejscu dzieło ich idola, albo bardziej wyrafinowanych protestów prawicowców, że lewacki teatr za publiczne pieniądze propaguje hitleryzm, a i pornografię przy okazji. Dręczyły mnie nieco rozterki, czy faszysta powinien obejrzeć "Mein Kam