EN

23.10.2004 Wersja do druku

Mein kampf

Dlaczego akurat "Mein kampf"? Na dodatek na otwarcie sezonu. Przecież nie dlatego, że wrzesień, że rocznica. I przecież nie po to, żeby przypomnieć młodość Hitlera i zagładę Żydów. Albo, żeby polemizować z filmem, który wszedł w Niemczech na ekrany i pokazuje Hitlera jako niezwykle sympatycznego faceta z problemami. Od tego są historycy i politycy. Teatr jest raczej od rządu dusz. Współczesnych dusz. A tragifarsa Taboriego jest o tym, że świat zwariował, popadł w chaos. To sztuka o naszym świecie. Aktualna do bólu. "Mein kampf" można inscenizować na sto sposobów. Można zeń zrobić niewybredną komedię, kronikę wydarzeń, przypowieść o Żydzie Wiecznym Tułaczu i Hitlerze - wcieleniu Zła. W inscenizacji Baranowskiego jest groteskowo, przerażająco, kiczowato i dosadnie. Nie można zapaść się w fotelu, oglądnąć, poklaskać, wyjść i zapomnieć. Zasługa to całego zespołu, począwszy od reżysera, poprzez scenografów, wykonawców, aż po

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Mein kampf

Źródło:

Materiał nadesłany

Trybuna Śląska nr 250

Autor:

Mariola Woszkowska

Data:

23.10.2004

Realizacje repertuarowe