Diaboliczna Medea boskiego pochodzenia, morderczyni konkurentki do ręki zdradliwego męża i co gorsza, dzieciobójczyni w arcytragedii Eurypidesa, uchodzi cało. Nad jej nietykalnością czuwa bóg Helios i owo boskie pomazanie chroni Medeę przed zasłużoną karą. Tym gorzej dla boga, zdaje się sugerować Eurypides, którego tragedia tak czy owak była wymierzona w niesprawiedliwość niektórych bogów. Uczynił jednak wiele, aby tragedii Medei nadać ludzki wymiar, ukazać jej cierpienie, walkę wewnętrzną i bezlitosną mściwość godną córy bogów. Tym ludzkim tropem tragedii poszli realizatorzy kolejnej inscenizacji tragedii antycznej w warszawskim teatrze "Studio". Należałoby rzec, iż próbowali pójść tym tropem, to znaczy tak pokazać "Medeę", aby stała się metaforą wszelkiej namiętności ludzkiej, a szczególnie zazdrości, kierującej niekiedy postępowaniem człowieka. Zamysł zatem był trafny, bo chyba tylko tak można dzisiaj z powodzeniem "Medeę"
Źródło:
Materiał nadesłany
"Walka Młodych" nr 10